Sprawdź, czy musisz złożyć podanie: Jeśli wybierasz się na wakacje do Nowej Zelandii, będziesz potrzebować NZeTA lub wizy turystycznej, chyba że jesteś obywatelem Australii. Znajdź koszty i czasy przetwarzania: Koszt Twojej wizy zależy od metody, którą wybierzesz do aplikowania. Imigracja do Nowej Zelandii jest silnie skoncentrowana na Auckland (częściowo z powodów związanych z rynkiem pracy). Ta silna koncentracja na Auckland sprawiła, że służby imigracyjne przyznały dodatkowe punkty w związku z wymogami wizowymi dla osób zamierzających przeprowadzić się do innych części Nowej Zelandii. Temat: Emigracja do Nowej Zelandii - pytania i odpowiedzi cześć Radek, ciężko doradzić, które miasto wybrać, bo są bardzo zróżnicowane pod względem klimatu, ludności, architektury, itp. Na początek to chyba wszystko jedno, jak się już jest na miejscu, to ma się rozeznanie w czasie. Mika Modrzyńska jest autorką bloga Alecojak, na którym opisuje m.in. swoje podróże i zdradza, jak zwiedzać świat przy stosunkowo niewielkich nakładach finansowych. Obecnie mieszka w Nowej Zelandii, dlatego to właśnie tam toczy się akcja jej debiutanckiej książki, która ma dziś swoją premierę (26.01). 15. Bądź bezpieczny i zdrowy w Nowej Zelandii. Nowa Zelandia to kraj wyspiarski Pacyfiku położony na południowo-zachodnim Pacyfiku. Geograficznie kraj jest podzielony na dwa główne obszary lądowe: Wyspę Północną (Te Ika-a-Mui) i Wyspę Południową (Te Waipounamu), a także wiele mniejszych wysp. Nowa Zelandia znajduje się około Aby wykonać sztuczkę z Nową Zelandią na Xbox, wystarczy zmienić swoją lokalizację w ustawieniach systemowych konsoli. Jest to całkowicie bezpieczne i pozwoli ci grać w MW3 po premierze w Nowej Zelandii, zamiast czekać do północy czasu lokalnego. W panelu kontrolnym Xbox otwórz Ustawienia. Wybierz System. Wybierz menu rozwijane . Skip to content Samochody Motocykle Leasing Wymajem pojazdów Serwis Car detaling Transport i logistyka Search Wszystko o motoryzacji na Samochody Motocykle Leasing Wymajem pojazdów Serwis Car detaling Transport i logistyka Search Aktualności Auto przeprowadzkowe- czy warto wynająć firmę przeprowadzkową? Samochód na abonament- na czym polega wynajem auta na abonament? Wypożyczenie kampera- kiedy warto skorzystać z tej opcji? Certyfikat kompetencji zawodowych- co to jest i jak go uzyskać? Jakie kosmetyki samochodowe warto posiadać? Serwis klimatyzacji- kiedy warto udać się na ozonowanie samochodu? Światła w samochodzie- rodzaje oświetlenia samochodowego Prawo jazdy na motocykl- co warto wiedzieć? Leasing operacyjny a finansowy- różnice Historia pojazdu (VIN)- gdzie sprawdzić? czwartek, 28 lipca, 2022 Aktualności Transport i logistyka Wymajem pojazdów Auto przeprowadzkowe- czy warto wynająć firmę przeprowadzkową? Turbonews 28 lutego 2021 Zdecydowana większość dorosłej populacji ma za sobą lub będzie miała proces przeprowadzki. Migracje miejsc zamieszkania osób polegają na zmianie pracy, wyprowadzeniu się od rodziców, wynajmie mieszkania czy też po zakupie … Read More Jeśli spojrzysz na globus i zechcesz przeprowadzić linię prostą na drugą stronę kuli ziemskiej to o ile nie jest to globus Polski to linia powinna wyjść gdzieś w okolicach Nowej Zelandii. To jedno z najbardziej oddalonych od naszego kraju miejsc więc i przygotowanie się do takiej podróży to nieco większe wyzwanie. Dlatego jeśli zechcecie podobnie jak my wybrać się w taką wyprawę to wpis „Nowa Zelandia – jak przygotować się do podróży”, może być zbiorem przydatnych informacji. Jak się spakować?Długi lot ze stop overamiNasz plan podróżyJak przemieszczać się po wyspie – międzynarodowe prawo jazdyNoclegiUbranieWizaUPDATE: Dron w Nowej ZelandiiUbezpieczeniePrąd, ładowanie i adapteryTalizman Jak się spakować? Gdy lecisz w naprawdę daleką podróż z przystankami kwestia dobrego przygotowania i spakowania okazuje się kluczowa. Do bagażu głównego pakujemy oczywiście wszystkie ubrania i drobiazgi, które mogę nie przejść kontroli bagażu podręcznego. Ale gdy planujemy kilka stop overów a do tego istnieje większe niż zwykle ryzyko zagubienia bagażu, najpotrzebniejsze rzeczy zabieramy ze sobą. Oczywiście są to podstawowe kosmetyki, coś do spania, koszulka, bielizna. Tak by w dwudniowej podróży i zaraz po wylądowaniu czuć się w miarę komfortowo. Sprzęt foto, baterie, powerbanki i wszystkie inne elektroniczne gadżety zabieramy do bagażu podręcznego z kilku powodów. Zawsze są nam potrzebne do pracy. Zdarz się bowiem, że bagaże główne są okradane więc nie należy wkładać tam cennych rzeczy po trzecie ze względów bezpieczeństwa baterii, w szczególności naładowanych, nie należy przewozić w bagażu głównym. Luk bagażowy nie jest bowiem hermetyzowany a duże zmiany ciśnienia mogą uszkodzić baterie, spowodować ich wybuch a co za tym idzie, niezłe przygody w podróży. Długi lot ze stop overami Lecimy w odwrotną stronę. Z Warszawy do Paryża później San Francisco, dalej Auckland a stamtąd do Wellington. Dwa najdłuższe odcinki nawet po 14 godzin. Na pokładzie samolotu zawsze trafimy na płaczące dziecko, chrapiącego sąsiada, za mało miejsca na nogi. Jak sobie z tym poradzić. Nasz podstawowy zestaw ratunkowy to: opaska na oczy słuchawki odcinające szum lub korki do uszu podgłówek z wypełnieniem pamiętającym kształt ciała aspiryna lub preparaty rozrzedzające krew W ten sposób możemy odizolować się i spokojnie przespać kilka godzin. Innym problemem w samolocie jest jednak długotrwała bezczynność ograniczająca krążenie co może w niektórych wypadkach prowadzić nawet do zakrzepicy. Na to też są sposoby. Zwykle co kilka godzin przyjmujemy aspirynę rozrzedzającą krew. Ale co najważniejsze po przebudzeniu wstajemy i idziemy na koniec samolotu ponieważ w okolicach ogona jest na tyle dużo miejsca, że można się rozciągnąć i chwilę poruszać. Sposób podpatrzony u Azjatów, który świetnie działa. Nasz plan podróży Nasz plan podróży to zwiedzanie głównie wyspy północnej bo taką decyzję podjęliśmy ( po wcześniejszych burzliwych naradach i pewnych rozbieżnościach ). Lecąc do Paryża zamierzamy zobaczyć stolicę Francji nocą i oczywiście jeśli się uda zrobić piękne foty wieży Eiffla. Następnego dnia rano lecimy do San Francisco a tam kolejna 12-godzinna przerwa i po wyjściu z lotniska popędzimy by zobaczyć Golden Gate, malownicze, strome ulice i tramwaje linowe i co się jeszcze uda w tak krótkim czasie. Gdy dolecimy do Wellington bierzemy wynajęty samochód by ruszyć opracowaną wcześniej trasą na północ do Auckland a dalej do Cape Reigna Lighthouse – latarni znajdującej się na końcu północnego półwyspu. W planie Półwysep Coromandel i jeśli się uda Cathedral Cove czyli piękna grota z widokiem. Hooka Falls, Źródła geotermalne – Wai-o-Tapu, Park Narodowy i góra Tongariro. Jezioro Taupo i wioska maoryska – Ohinemutu. Góra Taranaki i oczywiście Hobbiton Aucklend i Wellington, 90 mile beach i pewnie jako niespodzianki piękne pejzaże. Najważniejsze to dobre przygotowanie czyli przejrzenie blogów i tu wielkie ukłony dla Addicted to Passion bo jej opisy i zdjęcia z Nowej Zelandii zwalają z nóg. Szacun Maryla. A po drugie to geotagi na Instagramie. Mówią więcej niż możecie sobie wyobrazić. Jak przemieszczać się po wyspie – międzynarodowe prawo jazdy Mieliśmy do wyboru dwie opcje. Pierwsza to wynajem kampera a raczej relokacja kamperów. W ten sposób można przejechać np. takie kraje jak USA wynajmując auto za 1 dolara. Ale ostatecznie jako, że tym razem lecimy tylko we dwoje wygrała opcja wynajęcia samochodu. Nowa Zelandia jest krajem, w którym głową państwa jest królowa brytyjska Elżbieta II. A to oznacza, że znowu będziemy ćwiczyli jazdę po rondach pod prąd i ruch lewostronny. Co do prawa jazdy akceptowane jest polskie ale na wszelki wypadek zabieramy też międzynarodowe bo wypożyczalnie wymagają międzynarodowego prawa jazdy więc nie chcemy ryzykować Noclegi Nigdy o tym nie pisaliśmy albo bardzo często w naszych podróżach, rezerwujemy tylko jeden lub dwa pierwsze noclegi. To po to by po wylądowaniu szybko zregenerować siły i móc ruszyć w drogę. Dalej kupujemy lokalny internet i szukamy noclegu w zależności od zmian w planowanej trasie. Korzystamy jak zawsze z a Wam gorąco polecamy naszego linka ( KLIKNIJ TUTAJ ) dzięki któremu możecie sami zarezerwować swoje noclegi a przy okazji wesprzecie nas drobną prowizją którą przeznaczymy na kolejne podróże i przygotowanie Wam cennych relacji. Zamierzamy też korzystać z Airbnb lub Couchsurfingu. Ubranie W listopadzie gdy w Polsce mamy jesień, w Nowej Zelandii jest pełnia wiosny, która momentami przeplata się z latem. Dlatego trzeba być przygotowanym na zmienne warunki pogodowe. Przydadzą się więc zarówno krótkie spodenki i t-shirty ale również dobre buty, bielizna termiczna, dobry polar i jakaś kurtka przeciwdeszczowa. Oczywiście wszystko lekkie tak by maksymalnie odciążyć się w czasie trekingów po pięknych, nowozelandzkich trasach. Wiza Polacy latają do Nowej Zelandii bez wizy ale… jako, że lecimy i mamy zamiar zrobić stop over w San Francisco w takiej sytuacji wiza jest niezbędna. Ale że co jak co ale amerykańskie wizy zawsze musimy mieć bo kochamy latać do Nowego Jorku o to nie musimy się martwić. A i zdobycie amerykańskiej wizy wbrew temu co pisze się czasem w internecie jest dziecinnie proste. O ile oczywiście nie kombinujecie i nie udajecie, że lecicie turystycznie a faktycznie do pracy bo kłamstwo ma krótkie nóżki. UPDATE: Wrzucamy tu informacje ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych dotyczące aktualnej sytuacji wizowej i NZeta Od 1 LIPCA 2019 roku zaczęła obowiązywać opłata dla turystów zagranicznych (International Visitor Conservation and Tourism Levy, IVL) w wysokości 35 dolarów nowozelandzkich (NZD) za osobę. Opłatę będzie musiała uiścić większość osób przybywających do Nowej Zelandii na wizach tymczasowych różnego rodzaju, w tym wizy typu „working holiday”, niektóre wizy studenckie i niektóre krótkoterminowe wizy do pracy. Aby ułatwić podróżującym proces uiszczania opłat, Urząd Imigracyjny Nowej Zelandii wskaże, czy dana osoba musi uiścić opłatę IVL w trakcie aplikacji wizowej (opłata IVL będzie automatycznie wliczona w opłatę za wizę). Od 1 PAŹDZIERNIKA 2019 roku wejdzie w życie obowiązek ponoszenia nowej dodatkowej elektronicznej opłaty wjazdowej NZeTA (New Zealand Electronic Travel Authority). Objęci nią będą obywatele krajów, którzy mogą wjechać do Nowej Zelandii w celach turystycznych korzystając z ruchu bezwizowego, czyli Polski. UWAGA! Pasażerowie muszą uiścić opłatę NZeTA przed rozpoczęciem planowanej podróży. Bez poświadczenia dokonania opłaty pasażerowie mogą nie zostać wpuszczeni na pokład samolotu lub statku pasażerskiego. Wysokość opłaty wynosi 9 NZD, w przypadku gdy opłata jest uiszczana za pomocą darmowej aplikacji na telefon komórkowy lub 12 NZD, jeśli uiszcza się ją przez internet. Maksymalny czas realizacji procesu rejestracji opłaty wynosi 72 godziny. Urząd Imigracyjny Nowej Zelandii poinformuje o konieczności uiszczenia opłaty NZeTA i/lub IVL aplikujących o wizę w czasie składania aplikacji wizowej. A tutaj znajdziesz bezpośredni link gdzie można aplikować lub pobrać aplikacje, dzięki którym NZeta jest tańsza Dron w Nowej Zelandii Wwożenie dronów i ich używanie jest dozwolone. Maksymalny bezpieczny pułap lotów poza strefami zastrzeżonymi to 120 metrów. Obszar ATR wokół lotnisk czyli obszar operacji lotniczych wynosi 4 km. Jeśli chcecie wykonywać zdjęcia lub filmowanie dronem w odległości mniejszej niż 4 km należy uzyskać zgodę operatora lotniska na loty BSP czyli bezzałogowym statkiem powietrznym bo tak to się nazywa w żargonie lotniczym. Szczegółowe przepisy dotyczące zasad wykorzystania dronów znajdziecie na stronie Nowozelandzkiej Organizacji Lotnictwa Cywilnego CAA. UPDATE: Sporo osób powracających z Nowej Zelandii sugeruje by szczególną uwagę zwracać na zakazy lotów dronem, które sami widzieliśmy przy Blue Spring. Nieprzestrzeganie zakazów lotów może wiązać się z wysokimi karami. W tej kwestii Nowozelandczycy nie patyczkują się. Ubezpieczenie To bardzo ważny element każdej podróży a coraz częściej przekonujemy się, że kluczowy. Bo nie raz zdarzyła nam się kradzież, zniszczenie sprzętu a w takich sytuacjach dobre ubezpieczenie to podstawa. Gdy podróżujemy po Europie często wystarczy nam Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego czyli EKUZ. Ale USA czy Nowa Zelandia to kraje gdzie opieka zdrowotna kosztuje więcej niż gdziekolwiek. Zwykła kwota ubezpieczenia na poziomie 200 tys. złotych plus OC i NNW nie załatwia sprawy. Minimalna kwota ubezpieczenia jaką powinniście zakładać w takiej podróży to 600 i więcej tysięcy złotych. A wszystko dlatego, że podstawowe procedury opieki zdrowotnej za Oceanem kosztują więcej i lepiej zabezpieczyć się na wszelką ewentualność. Próbowaliśmy kilka razy podchodzić do internetowych wyszukiwarek ubezpieczeń ale za każdy razem wracamy do punktu wyjścia czyli do naszego agenta z Olsztyna, który prowadząc multi agencję oferuje nam lepsze ceny za te same warunki co wyszukiwarki. W dobie internetu jest w stanie pomóc w każdym miejscu na świecie gdzie tylko jest dostęp do sieci. Więc jeśli wybieracie się w podróż i szukacie mądrego doradcy w kwestii ubezpieczeń w rozsądnej cenie polecamy nasz kontakt do olsztyńskiej agencji Jerzy Christa Ubezpieczenia. Sprawdzacie i ustalacie warunki, telefonicznie lub mailowo a po otrzymaniu polisy robicie normalny przelew. I teraz nie lada gratka. Nie dość, że kupujecie taniej niż na rynku to na hasło: SZALONE WALIZKI – otrzymacie 10 % zniżki na ubezpieczenie podróżne. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami. I dajcie nam znać w mailu lub komentarzu. email: @ tel: 500-118-824 Olsztyn, I wszystko jasne. Prąd, ładowanie i adaptery To kolejna bardzo istotna sprawa. Prąd w Nowej Zelandii ma to samo napięcie co w Europie ale wtyczki są kompletnie inne, typu australijskiego. To dwa płaskie bolce przekręcone o 45 stopni. Lepiej zaopatrzyć się w nie w Polsce bo na miejscu kosztują dużo drożej. Jeśli podobnie jak my ciągniecie ze sobą mnóstwo urządzeń wymagających ładowania, jedna wtyczka nie wystarczy więc sprawę może rozwiązać kilka wtyczek lub mały, lekki rozgałęziacz. Talizman Zawsze w podróż zabieramy nasze ulubione gadżety, maskotki, coś co lubimy i dzięki czemu robi się nam po prostu cieplej na duszy. Może to być ulubiony zegarek, naszyjnik – pierdoła. Tak jak chociażby Dorotki ulubiony „łapacz snów” z kolekcji informacji w kolejnych postach po powrocie z naszej najdalszej podróży. UPDATE: Zobacz nasz post z jednego z najpiękniejszych trekkingów na świecie w Nowej Zelandii: Tongariro Alpine Crossing Zapraszamy na gościnny wpis Agnieszki Marek, naszej przyjaciółki, która wraz z mężem od 3 lat mieszka w Nowej Zelandii i wychowuje dwójkę wspaniałych Słodziaków 🙂 Wiele Polaków chce przeprowadzić się do Nowej Zelandii ze swoimi pociechami. Sen z powiek spędza im jednak to, jak dzieciaki zaaklimatyzują się w nowym otoczeniu. Nowa Zelandia to kraj bardzo przyjazny rodzinie. W Auckland jest wiele przepięknie położonych placów zabaw, zajęć dla dzieci oraz dobrze zaplanowanych atrakcji na świeżym powietrzu. Szkoły w Nowej Zelandii podlegają rejonizacji i jak zapewne wszędzie są lepsze i gorsze. Wynajem mieszkania w okolicach dobrej szkoły jest trudniejszy i oczywiście bardziej kosztowny. Nowozelandzki system edukacji podzielony jest na trzy poziomy : early childhood education – dzieci w wieku przedszkolnym od 0- 5 lat primary and secondary education – dzieci w wieku szkolnym od 5 do 19 lat further education – wykształcenie wyższe i zawodowe, powyżej 19 roku życia Dzieci mogą zacząć szkołę podstawową w wieku pomiędzy 5-6 lat (muszą zostać zapisane do szkoły przed 6-tymi urodzinami). Publiczny system obejmuje 13 lat edukacji. Pierwsza klasa szkoły podstawowej to Year 1. Podstawówka to klasy od 1 do 8 (full primary school), z czego 1-6 to tzw. contributing primary school a 7-8 to tzw. intermediate school. Warto zwrócić na to uwagę bo nie wszystkie szkoły podstawowe prowadzą pełny cykl edukacyjny. Po skończeniu szkoły podstawowej dziecko zaczyna naukę w secondary school (nazywane również ‘college’ lub ‘high school’) Inne rodzaje secondary school znajdziecie tutaj. Dni wolne Zajęcia szkolne odbywają się w godzinach pomiędzy 9:00 rano a 3 3:30 po południu. Rok szkolny rozpoczyna się w styczniu i podzielony jest na cztery okresy tzw. terms pomiędzy, którymi dzieci mają dwa tygodnie przerwy (school holidays). Rok szkolny kończy sześciotygodniowa przerwa wakacyjna. Tegoroczny plan wakacji szkolnych dostępny tutaj. Kiedy zapisać dziecko do szkoły? Dzieci mogą rozpocząć przygodę ze szkoła dzień po swoich piątych urodzinach. Nowi uczniowie nazywani są new entrants. Każda szkoła posiada inne warunki zapisu, dlatego warto kontaktować się bezpośrednio w wybraną placówką. Może być konieczne przedstawienie wizy uprawniającej dziecko do nauki w NZ. Szkoły posiadają różny system przyjmowania nowych uczniów w grupach zwany cohort entry, dlatego należy sprawdzić, którego rozkładu używa dana szkoła. Aktualny opis cohort entry dostępny jest tutaj. Jeśli dziecko pobierało już naukę w innym kraju może zostać zapisane do szkoły z pominięciem cohort entry i rozpocząć naukę niemal natychmiast. Early childhood education – przedszkola i inne placówki Opieka przedszkolna w Nowej Zelandii jest płatna. Dopiero dzieci, które ukończyły 3 lata uprawnione są do otrzymywania państwowego dofinansowania na 20 godzin tygodniowo. Większość przedszkoli wymaga przedstawienia karty szczepień i niektóre przedszkola mogą odmówić zapisu dziecka jeśli nie posiada ono pełnej gamy szczepień odpowiedniej do jego wieku. Dzieci spędzają bardzo dużo czasu na świeżym powietrzu, skaczą w kałużach, bawią się wodą i piasku, prowadzą ogródki przedszkolne, gotują a nawet bawią się ze zwierzętami. Typowe są wycieczki do szkoły lub wizyty gości np. policjanta, lekarza czy strażaka. Podsumowując, dzieci w tutejszych przedszkolach bawią się na całego! Istnieje wiele rodzajów placówek dla dzieci w wieku przedszkolnym takich jak : Community Kindergarden, Early Learning Centres, Preschools, Childcares, Daycare Centres. Różnią się one systemem zarządzania, godzinami otwarcia, systemem edukacji. Niektóre z nich zamykane są na okres school holidays. Większość placówek oferuje domowe posiłki dla dzieci – nie jest to jednak obligatoryjne. Ponieważ każde przedszkole posiada inną ofertę trudno jest określić również zakres cenowy. Oto przykładowe ceny: Community Kindergarden ( organizacja „not for profit”) 2-3 latki 3h sesja ranna to około 7 dolarów. Early Learning Centre – 2-3 latki 3h sesja ranna około 40 dolarów ( przy rezerwacji min 4 dni tygodniowo) Popularne w Nowej Zelandii są również przedszkola domowe. Tego typu rodzinne biznesy też podlegają certyfikacji i kontrolom bezpieczeństwa. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat edukacji dzieci w wieku przedszkolnym zaglądnij tutaj. A tutaj znajdziesz przydatną wyszukiwarkę placówek. Primery and secondary education W Nowej Zelandii są trzy typy szkół: state schools, state integrated schools oraz private schools. State schools lub inaczej public schools (właścicielem i sponsorem jest państwo) to najpopularniejsza opcja. Tutaj państwo pokrywa większość kosztów. Rodzice jednak muszą płacić za mundurki szkolne, pomoce naukowe, opłaty egzaminacyjne, dodatkowe koszty zajęć, itp. Twoje dziecko może podjąć naukę jeśli jest rezydentem/obywatelem lub ma wizę studencką bazującą na tymczasowej wizie pracowniczej rodzica. Jeśli twoje dziecko ma inną sytuację koniecznie sprawdź czy potrzebuje wizy. Dzieci, które nie są uprawnione do zapisu do szkoły jako domestic students mogą być zapisane na warunkach dla international students. State integrated schools (działające na indywidualnych warunkach) to druga z możliwych opcji. Do tego typu szkół należą szkoły katolickie, steiner i montessori oraz inne. Edukacja w tych szkołach jest częściowo pokrywana przez państwo. Pobierają one opłatę attendance dues zazwyczaj około 1500 dolarów rocznie. Private schools (szkoły płatne semestralnie). Szkoły dla chłopców lub dziewcząt, rzadziej koedukacyjne. Często są to szkoły z internatem. Opłacane przez rodziców bez dofinansowania ze strony państwa. Koszt roczny to około 20 000 dolarów. Tutaj znajdziecie dostępne opcje dofinansowań do edukacji. Mimo iż dzieci rozpoczynają naukę w szkole podstawowej już w wieku 5 lat, nie ma się czego bać. Nauka w tutejszej szkole jest zupełnie inna niż w szkołach europejskich. Dzieci uczą się bardziej przez zabawę. Każda klasa posiada kącik z zabawkami, a obok szkół są przepiękne place zabaw. Przedszkolaki w grupie 4 latków odbywają cotygodniowe zapoznawcze wycieczki do szkoły, aby zaznajomić maluchy z klasami, terenem, pracownikami szkoły i nauczycielami. Więcej informacji na temat nauki w szkole podstawowej znajdziecie tutaj. Życie Koczownika nie jest łatwe. Codzień musi znaleźć miejsce do spania i do umycia oraz upolować coś do jedzenia. Proste? Dodajmy, ma być tanio, a najlepiej darmowo. Żelazną zasadą Koczownika jest ... nie przepłacać! Koczownik szuka schronienia Kimże byłby Koczownik tkwiący w jednym miejscu, prowadzący osiadły tryb życia? Potrzebuje zatem Koczownik środka transportu i domu, najlepiej co w raz z nim przemierzałby przestrzenie odległych krajów. Najproścej wzorem ślimaka dom swój na plecach nosić i stawać obozem na noclegi... Koczownik czasem rozbija więc namiot, ale dom to w wietrznych warunkach niepewny i czasem przy deszczach przeciekający. Koczownik, nawet najtwardszy, nie lubi budzić się w kałuży. Koczownika nie uszczęśliwia też gdy spore ma do pokonania odległości, a dnia nie starcza na poszukiwanie dogodnego miejsca na obozowisko. A tych ( zwłaszcza tanich lub darmowych) wiele nie ma. Koczownik bowiem nie wszędzie jest mile widziany. Jest raczej jak bezdomny kot. Nigdy pewien być nie może czy z właśnie znalezionego dogodnego legowiska nie przegoni go twarda ręka nadzorcy (wlepiająca mu mandat na do widzenia). Rozwiązaniem jest zatem dom na kołach, zdolny Koczownika w odległe rejony zawieźć i dać mu schronienie w razie deszczu czy wiatru. Pozyskanie takiego domu nie jest trudne, ale miało być tanio. Rozgląda się zatem Koczownik w poszukiwaniu, ślizgając się jedynie wzrokiem po wypasionych kamperach i motorhome'ach. Jego wzrok przykuć może jedynie skromna, strzechą niemalże kryta, "chatka na kołach", przez innych omijana szerokim łukiem. Nowa Zelandia i Australia są dla Koczownika terenem przyjaznym, nie pozbawionym jednak pułapek. Koczownik niewprawny łatwo może paść ofiarą podstępnie rozlokowanych zakazów kampingowania umieszczonych w najdogodniejszych miejscach. Z dala od siedzib ludzkich, przekonany o bezkarności ( i bezsensowności ograniczenia ) rozbije swój obóz by z rana wpaść w szpony sprawiedliwości. Koczownik doświadczony obóz rozbije pod osłoną nocy by z pierwszym pianiem koguta miejsce postoju opuścić, zacierając tropy.... Koczownik poluje Koczownik jest jak dzikie zwierzę, migrujące od wodopoju do wodopoju, ( darmowe poidełka w parkach i na plażach), od legowiska do legowiska. Poluje na najlepsze okazy(je) ( w supermarketach) by się wykarmić. Koczownik ciągle się uczy. Ma w głowie sieć darmowych kempingów, zna na pamięć i na wyrywki asortyment skepów wraz z cenami. Wie gdzie najlepiej polować na drób, a gdzie zastawić sidła na grubego zwierza. Koczownik gromadzi rownież zapasy na chude czasy. Gdy oddala się od dogodnych terenów łowieckich zabiera ze sobą zapasy by w chwili słabości nie złamać swej żelaznej zasady nieprzepłacania. Koczownik walczy o przetrwanie Gdy Koczownik upoluje już coś na obiad, staje przed wyzwaniem przetworzenia pozyskanej żywności. Koczownik nie posiada jednak wielu narzędzi kuchennych. Jeden garnek i kuchenka musi czasem Koczownikowi starczyć do przygotowania posiłku. Gotowanie stanowi więc dla Koczownika nie lada wyzwanie logistyczne. Koczownik gotuje na łonie natury, zazwyczaj na stoliczkach piknikowych, lub gdzieś w odludnym lesie. Gdy tylko straci czujność lokalna fauna stara się mu jego posiłek wyrwać. Musi więc Koczownik uważać na powietrzne ataki papug lub mew, nie dać się zwieźć podstępnym keom lub czasem stanąć do otwartej walki ze stadem nacierających emu. Gdy Koczownik pokona te wszystkie przeciwności losu może się wreszcie nacieszyć posiłkiem, zazwyczaj już zimnym. Koczownik w miejskiej dżungli Czasami Koczownik zmuszony jest odwiedzić miasto. Miasto nie jest naturalnym środowiskiem dla Koczownika. Brak w mieście dla Koczownika dogodnych miejsc na rozbicie obozu, a oferta noclegów najemnych jest zazwyczaj poza jego możliwościami. Nawet zwykłe zaparkowanie "chatki" wymaga wydatku, którego Koczownik ponosić nie chce, a nawet jeśli zechce, łatwo może paść ofiarą pokrętnych reguł parkowania. Równolegle, skośnie bokiem, prostopadle, tyłem do płotu, przodem do tyłu, w tył na lewo..... do 16-tej na godzinkę, inwalida na trzy, przed północą na bilecie, a do piątej za darmo... Reguł jest zbyt wiele, żeby odwykły od miejskiej dżungli Koczownik chciał je zgłębiać. Duży ruch, miejskie pułapki i płatne dukty Koczownika stresują, niepozostawiając miejsca na relaks, którego Koczownik potrzebuje. Wszystko to sprawia, że Koczownik stara się miast unikać, a gdy już się do nich wybiera to najchętniej bez swojej "chatki" korzystając z gościny ludzi gotowych przyjąć strudzonego wędrowca pod swój dach. Koczownik literatem W swych podróżach Koczownik nie zaniedbuje obcowania z kulturą, a gdzie można z nią obcować lepiej niż w bibliotece? Rozgląda się zatem Koczownik z utęsknieniem za "świątyniami wiedzy" by zaspokoić swoją potrzebę poszerzania horyzontów, a gdy już taką znajdzie, staje się jej stałym gościem. Biblioteki dają bowiem Koczownikowi dostęp do łączności bezprzewodowej ze światem zewnętrznym, innym niż podróż. Pozwalają na kontakt z osobnikami prowadzącymi osiadły tryb życia i zameldowanie, że Koczownicze serce jeszcze bije. Czysty Koczownik Woda jest dla Koczownika cenna. Koczownik nie tylko pić musi, ale też od czasu do czasu zmyć potrzebuje z siebie pył i kurz. Wiadomo... Koczownik czysty i najedzony to Koczownik szczęśliwy. Na swej drodze Koczownik nie raz spotyka jeziora czy strumienie, czasem gdy sprzyja mu szczęście trafia na naturalne, ciepłe źródła. Częściej jednak na samą myśl o zamoczeniu stopy w napotkanym cieku wodnym koczownicza skóra cierpnie. Wówczas Koczownik wyjścia ma trzy. Gdy potrzeba komfortu termicznego jest znacznie silniejsza od potrzeby higieny Koczownik zarzuca pochopnie podjęty pomysł umycia się. Znacznie łatwiej w końcu umrzeć z hipotermii niż z brudu. Pokrzepiony tą myślą Koczownik wraca do swych codziennych zajęć. Gdy w cieplejszych rejonach droga zawiodła Koczownika nad morski brzeg, rozgląda się on za plażowymi prysznicami. Służą one głównie do zmycia soli po morskiej kąpieli, ale cóż szkodzi Koczownikowi udać, że właśnie wyszedł z morskich fal? Mając trochę szczęścia Koczownik może nawet natrafić na ciepłą wodę... Będąc w zasięgu cywilizacji i czując palącą potrzebę kąpieli Koczownik rozgląda się za basenem. Tu woda w prysznicu jest zawsze ciepła, ale żeby skorzystać z jej dobrodziejstw Koczownik musi uszczuplić ( choć z nieskrywaną niechęcią ) swoje zasoby finansowe. Jednak dla ciepłego prysznica nawet Koczownik łamie czasem swe zasady. W wytropieniu zbawiennego prysznica i darmowych miejsc noclegowych, Koczownikowi przychodzi z pomocą nowoczesna technologia. Koczownik dobrze poinformowany za wczasu zdobywa odpowiednią aplikację, która wraz z niezawodnym zmysłem tropienia, zapewnia Koczownikowi spokojny sen. Praktyczny Przewodnik Koczownika: Spanie: Najlepiej i najtaniej we własnym kamperku:) W Australii i Nowej Zelandii sporo jest darmowych miejsc gdzie można spać w samochodzie. W ich wyszukiwaniu w Australii bardzo pomagają aplikacja Wikicamps i atlas Camps. Nowa Zelandia ma podobno swoją aplikację, ale jej nie używaliśmy. Na Nowej Zelandii obowiązuje podział kamperów na "self contained" i te gorsze. "Self contained" są teoretycznie samowystarczalne, mają kuchnię i toaletę. Sporo darmowych miejsc jest dostępnych tylko dla takich właśnie pojazdów. Jeśli nie uda się bezpłatnie, na Nowej Zelandii pozostaje opcja tanich kempingów zarządzanych przez Auckland Council Regional Parks (przy kilkunastu rezerwatach na górze północnej wyspy) i w całym kraju DOC ( Department of Conservation). W zależności od standardu kempingi DOC kosztują 6 nzd (za najbardziej podstawowe, tylko z toaletą), 10 nzd (tzw scenic, często niewiele lepsze) do 15 dolarów za najbardziej wypasione servised campsites. Co ciekawe na większości kempingów wyposażonych w kuchnię nie znajdziemy naczyń. Zarówno garnki jak i talerze trzeba mieć swoje albo wynająć (na bardziej wypasionych kempingach). W Australii jedyne tanie lub darmowe kempingi znajdują się w obrębie parków narodowych. W okresie świąteczno-wakacyjnym i w trakcie długich weekendów wiekszość z nich musi być rezerwowana z wyprzedzeniem. Jeśli mamy długą przerwę między lotami zawsze można przespać się na lotnisku. Na lotnisku w Auckland czuliśmy się jak Tom Hanks w filmie Terminal. W ciągu dwóch miesięcy byliśmy na nim pięć razy, z czego cztery z nocowaniem. Z każdym kolejnym razem czuliśmy się bardziej u siebie. Dotarło to do nas gdy z kosmetyczką pod pachą, w klapeczkach i z ręcznikiem na głowie przedzieraliśmy się przez terminal przylotów, torując sobie drogę wśród rozgadanej koreańskiej wycieczki, kilku rodzin wyczekujących na swoich bliskich i gromady podróżnych przepychających się do wyjścia z wielkimi tobołami. Jeszcze trochę i złapiemy się na paradowaniu przez środek lotniska w piżamach i rannych pantoflach, pomyśleliśmy i poczłapaliśmy do swojego zacisznego korytarza aby rozłożyć karimatki i śpiwory pod działem HR (jakoś tak z sentymentu Doroty). Zakupy: Na Nowej Zelandii jedzenie najtaniej kupować na promocjach w sieciach Countdown i New World. Sprzęt biwakowy i wyposażenie "domu" kupimy w Warehouse. W Australii stosunkowo tanie zakupy spożywcze zrobimy w Woolworth, Coles, czasami w Aldi. W Australii znajdziemy też (zazwyczaj obok Coles) rewelacyjne Reject Shop, gdzie mnóstwo rzeczy kupimy po bardzo okazyjnych cenach. Można tu śmiało wyposażyć kamperwana w naczynia, kontenerki do przechowywania, pościel, elementy wyposażenia auta (np kable, kanistry), podstawowe produkty spożywcze, kosmetyki i wiele innych przydatnych gadżetów. Dosyć powszechne są też sklepiki "wszystko za 2 dolary" i secondhandy, w których w przeciwieństwie do polskich, znajdziemy znacznie więcej niż tylko ubrania. W Bunnings, odpowiedniku naszej Castoramy, najszybciej kupimy krzesełka turystyczne, stoliki, kontenerki czy kuchenkę turystyczną. W obu krajach dużo zaoszczędzić można na wodzie. W większości miejsc pitna jest woda z kranu, a w parkach i w specjalnych miejscach piknikowych znajdziemy poidełka i kraniki do zatankowania butelek. Mycie: Jeśli mieszkamy w aucie, mycie stanowi pewne wyzwanie. Najprościej i najtaniej w rzekach, jeziorach i w morzu (używając oczywiście biodegradowalnych kosmetków). Jest to rozwiązanie dla twardzieli ( szczególnie na NZ) bo woda do ciepłych nie należy. Na wielodniowych szlakach o prysznicach można zapomnieć, a często kąpiel w rzekach czy jeziorach jest również zakazana. Gdy brak publicznego prysznica, pozostają działania partyzanckie w postaci umywalki i mokrych chusteczek. W Australii na wybrzeżu pełno jest darmowych pryszniców, czasami nawet z ciepłą wodą, choć w gorący australijski dzień ta zimna wydaje się bardziej właściwa 🙂 Darmowe prysznice można też znaleźć w stacjach obsługowych dla ciężarówek (service stations) i niektórych lotniskach, jeśli mijamy jakieś w pobliżu. Jeśli nie ma możliwości skorzystania z opcji darmowej, najlepiej udać się na basen. Tam zazwyczaj za kilka dolarów można bez przeszkód skorzystać z ciepłego prysznica Transport: W Nowej Zelandii i Australii najtaniej i najbardziej praktycznie jest podróżować autem. Autobusy są drogie i nie wszędzie nimi dojedziemy. Transport kolejowy praktycznie nie istnieje, a jak już to są to zazwyczaj drogie pociągi turystyczne. Wyjątkiem w Australii są okolice wielkich miast i kolej podmiejską, która jest stosunkowo tania i pozwala na sprawne poruszanie sie po aglomeracji. Między większymi miastami może się opłacać wykupić wcześniej przeloty. Na Nowej Zelandii, między wyspą północną i południową, często jest to tańsze od opłaty za prom na samochód i kierowcę (chyba, że korzystamy z relocation deal, gdzie czasem płaci za to wypożyczalnia). Jeśli w jednym lub drugim kraju macie przynajmniej dwa miesiące czasu, najczęściej opłaca się kupić auto (zwłaszcza jeśli podróżujecie w sezonie wakacyjnym/świątecznym, co wiąże się z ogromnym wzrostem cen w wypożyczalniach). Z drugiej strony, zakup i późniejsza sprzedaż auta wymagają trochę czasu (poszukiwania, rejestracja, ubezpieczenie), a ponieważ na roadtrip kupuje się raczej egzemplarze drugiej świeżości ( czasem trzeciej 🙂 ) z setkami tysięcy kilometrów na liczniku, wskazana jest znajomość mechaniki samochodowej. W naszym przypadku Łukasz niczym MacGyver, jedynie z użyciem scyzoryka, taśmy i odrobiny wyobraźni wielokrotnie podreperowywał nasz australijki domek na kołach. Nie obyło się też bez wizyty w warsztacie i wymiany pompy wodnej. Mimo wszystko zakup auta to zazwyczaj najtańsza opcja, trzeba tylko wybrać mało awaryjny egzemplarz. Internet: Kawiarenki internetowe nie cieszą się popularnością w tym zakątku globu. Na Nowej Zelandii w ogóle czasem trudno o internet. Najszybciej wifi znajdziemy w kawiarniach, ale na Nowej Zelandii często nie wystarczy kupić kawy. Internet sprzedawany jest osobno (ok 5 nzd za dzień). Do niedawna można było korzystać z różowych budek telefonicznych Spark z bezpłatnym wifi, ale firma chyba wycofuje się z tej idei, a przynajmniej pod koniec naszej podróży po NZ opcja ta przestała działać w niektórych miejscach. Najpewniejszym miejscem z dostępem do internetu są I-site, informacje turystyczne, znajdujące się w prawie każdym miasteczku lub biblioteki. Sklepy Warehouse mają również darmowe wifi dla swoich klientów. W Australii w informacji też czasami mają wifi, ale tu najpewniejszym strzałem będą miejskie biblioteki. Są super nowoczesne i znajdziecie je bez problemu w każdym większym miasteczku. Poza tym wifi dostępne jest jak w Europie w większości knajpek (potrzebne hasło) i często w bezpłatnych hotspotach. Jeśli ktokolwiek zastanawia się nad wyjazdem do Nowej Zelandii, pierwszą rzeczą, która trzeba się zainteresować są oczywiście wizy. O ile zdobycie wizy turystycznej nie stanowi najmniejszego problemu, o tyle każda inna wiza to już bardziej skomplikowany proces. Wydaje Wam się, że perypetie z ZUSem czy skarbówką są męczące? Zapraszamy do starć z Urzędem Imigracyjnym 😛 Dopóki nie zaczęliśmy się starać o nowozelandzkie wizy, nie zdawałam sobie sprawy, ile to może kosztować człowieka nerwów. Cokolwiek by nie myśleć o Unii Europejskiej, to brak granic rozpieścił nas, Europejczyków, na maksa. Dopiero po wyjeździe poza kontynent zderzamy się z brutalną rzeczywistością. Wiz uprawniających do wjazdu, pracy czy studiów w Nowej Zelandii jest wiele rodzajów, my mamy doświadczenie tylko z trzema ich typami – Wizą Work and Holiday, Skill Shortage Work Visa i Partner of a Worker Visa i na nich to się skupimy. Resztę można znaleźć na stronie Immigration NZ, która szczerze powiedziawszy – nie jest za bardzo przystępna. Visitor Visa, Visa waiver i NZeTA Jeśli planujecie przyjazd do Nowej Zelandii tylko w celach turystycznych, zdobycie pozwolenia na wjazd nie stanowi żadnego problemu. Polska znajduje się na liście “visa waiver countries”, co oznacza, że można wjechać do NZ za darmo i podróżować po kraju do 3 miesięcy. Jeśli chcielibyście zostać w NZ dłużej, musicie aplikować o wizę turystyczną, co nie jest ani trudne, ani skomplikowane (aplikuje się online), jednak wiąże się z kosztem 200$ i koniecznością wykonania rentgena klatki piersiowej (kolejne 200$). Prostszym i tańszym rozwiązaniem, gdy planujemy dłuższą podróż po Nowej Zelandii, jest po prostu wyskoczenie na kilka dni do Australii czy na Wyspy Pacyfiku (bilety można dostać już za 300$) i powrót do kraju znowu jako “visa waiver”. Od października 2019 wjazd do Nowej Zelandii stanie się droższy i trochę bardziej skomplikowany, ze względu na wprowadzenie opłaty turystycznej. Nie sądzę, żeby sprawiało to jakieś problemy formalne przy przekraczaniu granicy w przyszłości, ale o tym się dopiero przekonamy. Najbardziej istotną zmianą jest konieczność uzupełnienia wniosku online przed przyjazdem, gdzie będziemy musieli podać nasze podstawowe dane i cel wizyty w kraju. NZeTA (czyli elektroniczne pozwolenie na wjazd do NZ) kosztować będzie 9$/12$, razem z nim trzeba będzie opłacić także IVL (international visitor levy) – podatek turystyczny, w kwocie 35$. Zarówno NZeTA jaki i IVL będą ważne przez 2 lata. Jeśli posiadacie jakąkolwiek nowozelandzką wizę (W&H, Tourist Visa etc), nie musicie dodatkowo płacić ani za eTA, ani za IVL. Przed każdym wjazdem na teren NZ otrzymuje się deklarację celną, na której zaznacza się wwożone do Nowej Zelandii rzeczy. Jest tam kilka pozycji takich jak jedzenie, sprzęt sportowy, sprzęt trekkingowy, leki, nasiona itp. Jeśli coś z nich macie, po prostu zaznaczacie “tak”, a urzędnik powie Wam, czy można to wwozić czy nie. Nie mam pojęcia, skąd się wzięła w polskich mediach paranoja, że “do Nowej Zelandii nie można wwozić żadnego jedzenia!!! Żadnego!!!” (brawo National Geographic za publikowanie takich głupot). Oczywiście jest to bzdura – kategorycznie nie można wwozić żadnych świeżych warzyw i owoców, dużej ilości serów i miodów (na te są limity), świeże mięso czy owoce morza też nie przejdą, za to przetworzone czy głęboko mrożone już tak. Zastanawiacie się pewnie, kto do jasnej cholery wozi kurczaki czy krewety w samolotach pasażerskich? Zapraszamy na lotnisko w Auckland, szczególnie po wylądowaniu samolotu z Fidżi, Samoa czy Tonga – wyspiarze bardzo lubią przywozić do NZ domowe smakołyki 😛 Konserwy, ciastka, czekolada czy pakowane hermetycznie kabanosy – są jak najbardziej na tak 😛 Kiedyś przywieźliśmy z Rarotongi domowej roboty palusami w jednorazowym pudełku – celnik tylko na nie spojrzał, stwierdził, że wygląda na “properly cooked” i pojechało z nami do domu. Dlatego nie ma co panikować (jak trochę my po przyjeździe tutaj 🙂 ) Jeśli zdeklarujecie posiadanie sprzętu trekkingowego, butów, namiotów czy innych gadżetów sportowych, zostaniecie poproszeni o ich pokazanie. Gdy będą się wydawać brudne, pracownik lotniska weźmie je po prostu do wyczyszczenia i dezynfekcji. Chodzi tu głównie o niewwożenie do kraju żadnych obcych bakterii, które mogą zaszkodzić rodzimym gatunkom. Główna zasada – zdeklarujcie wszystko, co macie; celnicy powiedzą Wam, co można wziąć, a co nie. Jeśli nie, nikt Wam nie będzie wlepiał kary, po prostu trafi do kosza. Co innego, gdy będziecie chcieli bawić się w przemytników ;P Z kolei, jeśli będzie Wam dane lecieć lotem krajowym – to już jest w ogóle wolna amerykanka. Tutaj latanie samolotem po kraju to jak u nas jeżdżenie autobusem czy pociągiem (pewnie dlatego, że tych dwóch ostatnich po prostu tu nie ma:P), więc do bagażu podręcznego nie można zabierać tylko takich najbardziej oczywistych niedozwolonych przedmiotów jak nóż czy butla gazowa:P Za to woda, kosmetyki czy litrowa butelka wina jak najbardziej przejdzie. Work and Holiday Visa Od wizy Work and Holiday rozpoczęła się nasza przygoda z Nową Zelandią. Był to nasz kraj “drugiego wyboru” (pół roku wcześniej nie dostaliśmy wizy do Australii), ale tylko dlatego, że wydawało nam się, iż wizę do NZ jeszcze trudniej dostać. Wiza Work&Holiday uprawnia do przebywania oraz pracy w Nowej Zelandii przez rok. Jest jednak haczyk – pracować u jednego pracodawcy można tylko przez 3 miesiące. Ideą wiz Work&Holiday jest – oficjalnie – ułatwienie młodym ludziom podróży po takich krajach, jak Australia czy Nowa Zelandia i umożliwienie im “dorobienia” w trakcie wyjazdu. Tak naprawdę jest to sposób na sprowadzenie sobie taniej siły roboczej do pracy na farmach czy plantacjach ( w NZ są to plantacje kiwi, awokado czy winnice), ponieważ żaden z mieszkańców tych krajów nie ma ochoty tak pracować za takie pieniądze – klasyk 😛 W większości europejskich krajów wizy Work&Holiday są wydawane od ręki każdemu poniżej 30 roku życia. Oczywiście my, Polacy, jak zwykle musimy mieć pod górkę – nie dość, że jest roczny limit wydawanych wiz (100! słownie sto sztuk! na 36 milionowy kraj, gdzie np choćby Czesi mają ich 200), to jeszcze obowiązuje 3-miesięczny limit pracy u jednego pracodawcy (inne narody oczywiście takich limitów nie mają, a jak!). W praktyce oznacza to, że z taką wizą są bardzo małe szanse na znalezienie pracy gdzieś indziej niż w hostelu czy na farmie. Jakie trzeba spełnić warunki, aby otrzymać wizę? Wymagań nie ma zbyt wiele – trzeba mieć mniej niż 30 lat, paszport ważny więcej niż 6 miesięcy, środki na początek pobytu (ok 4000 NZD) i być “zdrowym” (Polacy muszą obowiązkowo dołączyć rentgena klatki piersiowej do aplikacji, bo najwyraźniej masowo umiera się u nas na gruźlice i jesteśmy na nowozelandzkiej liście krajów o wysokim ryzyku). Pikuś, prawda? Schody pojawiają się gdzieś indziej, a właściwie na samiutkim początku – tak jak już wspominaliśmy wcześniej, limit roczny dla Polski to 100 wiz. Oznacza to, że rozchodzą się one w 15 min ( dosłownie, 15 minut ) po otwarciu internetowej strony z aplikacjami (nowa pula wiz jest co roku wypuszczana pod koniec lutego). Poza tym, serwery wtedy padają, bo wszyscy na raz się rzucają, aby jak najszybciej wypełnić formularz (Mówiąc “wszyscy” mam na myśli przynajmniej z 200-300 osób). Formularz aplikacyjny ma kilka stron, w których trzeba podać swoje podstawowe dane i odpowiedzieć na pytania w stylu “jesteś zdrowy? czy jesteś kryminalistą?”. Jak dokładnie wygląda każda z tych stron możecie podglądnąć na stronie 4evermoments. Jak nam udało się wyklikać 2 spośród 100? Miesiąc przed otwarciem polskiej aplikacji założyliśmy konta na nowozelandzkiej stronie urzędu imigracyjnego i ćwiczyliśmy wypełnianie formularza aplikacyjnego dla jednego z krajów, który nie ma limitów wizowych (jak np Holandia czy Kanada), kasując aplikację, gdy dochodziliśmy do strony z płatnością. Każdy z podpunktów znaliśmy na pamięć, poza tym wypełnienia pól były “zapamiętane” na naszych komputerach. Przed właściwą aplikacją mieliśmy za sobą z ok 50 treningowych “przeklikań” aplikacji, potrafiliśmy to zrobić z zamkniętymi oczami w mniej niż 2 minuty. Podczas właściwej aplikacji serwery były jednak tak obciążone, że zajęło nam to ponad 15 minut – ja byłam już pewna, że po całej zabawie, jednak szczęście nam obojgu dopisało:) Sama wiza aktualnie kosztuje 245NZD ( ok 600 zł). Do tego trzeba doliczyć koszt rentgena, który w Polsce można wykonać tylko w dwóch placówkach, zatwierdzonych przez nowozelandzki rząd – w Warszawie (140 zł) i w Krakowie (250 zł). Różnica w cenie jest znaczna, ale też różni się znacznie poziom usługi 😉 Jeśli macie dużo czasu i liczycie każdy grosz – udajecie się do Warszawy, gdzie trzeba pobujać się między dwoma ośrodkami publicznej opieki zdrowotnej (a wiadomo jak to w Polsce wygląda…:P). W Krakowie rentgena prywatnie organizuje Nowozelandczyk, więc wszystko jest szybko, gładko i sprawnie, do tego można ogarnąć to w sobotę – dlatego też kosztuje dwa razy tyle. Ja robiłam badania w Krakowie, Kuba swojego rentgena załatwiał w Dublinie, właściwie w tej samej cenie. Koszty może wydają się spore, ale to naprawdę nic w porównaniu z innymi wizami tego typu (mam tu na myśli australijskie W&H, przez które też mieliśmy nieprzyjemność przebrnąć:P). Poza tym, zwrócą się po choćby miesiącu pracy w Nowej Zelandii. Plus jest taki, że tak naprawdę nie ponosi się żadnych kosztów do momentu, kiedy praktycznie macie pewność, że wizę dostaniecie. (no chyba, że macie gruźlice :P) Złą informacją ( albo i dobrą, wszystko zależy od tego jak dobrymi domowymi informatykami jesteście) jest to, że już podczas naszej rekrutacji ludzie wymyślali makra/programy, które wypełniały aplikacje za nich. Pewnie teraz krąży ich tyle, że już wszyscy tak wypełniają ten wniosek i ręczni “klikacze” pozostają bez szans:) Edit: podczas naszej lutowej objazdówki po Wyspie Południowej spotkaliśmy kilka osób z poprzedniej edycji W&H (2018 roku) i potwierdziły one, że wciąż można klikać:P Jeśli jesteście zainteresowani aplikacją na W&H w Nowej Zelandii, odsyłamy do oficjalnej strony Nowozelandzkiego Urzędu Imigracyjnego , po dokładniejsze informacje odsyłam na stronę 4evermoments, bo po co pisać dwa razy to samo 🙂 Poza tym, co roku pod ich postem w komentarzach odbywa się gorąca dyskusja ludzi aktualnie ubiegających się o wizę. Poniżej krótkie podsumowanie Wizy Work&Holiday do Nowej Zelandii Kryteria: mniej niż 30 lat trzeba być w dobrym zdrowiu (czyli nie mieć gruźlicy i mieć “czysty” rentgen ) teoretycznie posiadać 4200$ (nam nikt tego nie sprawdzał) bilet powrotny albo środki na powrót (o bilet nikt nie pyta, środki tak jak wyżej ) teoretycznie w wymaganiach jest posiadanie ubezpieczenia medycznego, nikt o nie nie pyta Proces wizowy wypełnienie aplikacji online na stronie immigration i zapłacenie opłaty wizowej ( jeśli podczas aplikacji dotrzecie do strony z płatnością i uda wam się zapłacić, wizę, po spełnieniu reszty formalności, macie zaklepaną; jeśli się spóźniliście i wiz już nie ma, strona z płatnością się nie wyświetli) czekacie na e-mail od NZ immigration, z waszym numerem klienta (potrzebny później u lekarza) umawiacie się na wizytę lekarską w Krakowie bądź w Warszawie, u lekarza wypełniacie Chest X-Ray Certificate. Lekarz założy Wam konto w E-medical, systemie online urzędu imigracyjnego, badania zostają przesłane automatycznie. Od lekarza otrzymujecie numer NZER, który mailem trzeba wysłać do waszego opiekuna imigracyjnego ( od którego otrzymaliście pierwszy e-mail) Et voila! Po 2 tygodniach wiza jest wasza, można jechać zbierać awokado 😉 Nowa pula wiz work&holiday dla Polaków otwiera się w lutym 2020 – jeśli ktoś jest przed 30-stką (a to już bardzo niewielka rzesza naszych znajomych ;D) to zakasywać rękawy i aplikować! Warto pomieszkać w tym kraju choć na chwilę, żeby zobaczyć jaki jest piękny i na własnej skórze przekonać się, jak może być denerwujący;) Long Term Skill Shortage List Work Visa Po przyjeździe do Nowej Zelandii na wizie Work and Holiday Kuba nie miał żadnych problemów ze znalezieniem pracy, ja miałam trochę ograniczone pole manewru i pracy w zawodzie nie dostałam (3-miesięczny okres pracy był zawsze przeszkodą), ale z “jakąkolwiek” pracą biurową nie było problemu. Podczas studiów nasłuchaliśmy się wiele razy o tym, jak to Australia i Nowa Zelandia to raje dla geodetów (w odróżnieniu od Polski), jednak wiecie jak to jest – ludzie rożne rzeczy opowiadają, nie do końca zawsze warto w to wierzyć, dopóki się samemu nie zweryfikuje. My zweryfikowaliśmy i możemy oświadczyć, że to w 100% prawda:P Geodeci i inżynierowie w tym kraju mają ogromne wzięcie, Kuba po tygodniu w NZ miał 3 oferty pracy, jego pracodawca od razu wyraził gotowość do wsparcia go w aplikowaniu o wizę pracowniczą. Po kilku miesiącach zdecydowaliśmy, że zostaniemy trochę dłużej w NZ niż początkowo było to zaplanowane i rozpoczęliśmy proces aplikacji. Kuba zaaplikował o Long Term Skill Shortage List Work Visa. Jest to wiza dla osób, które posiadają już ofertę pracy od nowozelandzkiego pracodawcy, co w większości przypadków równoznaczne jest z tym, że przebywacie w Nowej Zelandii. Nowozelandczycy mają duże opory przed zatrudnianiem ludzi na odległość. Kuba wysyłał sporo CV jeszcze z Polski, bez odpowiedzi. Tak jak wspominałam wcześniej, na miejscu po tygodniu miał 3 oferty pracy. ( co nie znaczy, że się nie da tego załatwić na odległość, czytaliśmy w internetach tez o takich historiach 🙂 na pewno warto próbować). Poza tym, wasz zawód musi znajdować się na liście Long term skill shortage. Lista jest aktualizowana co roku, a ponieważ z roku na rok Nowa Zelandia zaostrza przepisy imigracyjne, lista ta staje się tez coraz krótsza. Jeszcze w 2017 roku był na niej dzisiaj już go nie znajdziecie. Oferta pracy w zawodzie z listy “Essential Skills” to podstawa, od której zaczynamy proces aplikacji i całą papierologię. Dokumenty, które będą Wam potrzebne do aplikowania ( oprócz wypełnionego wniosku;) ) kopia paszportu health check – pełne badania zdrowotne (z prześwietleniem), które kosztują ok 300 NZD. Jeśli posiadacie X-ray z aplikacji o poprzednią wizę (jakąkolwiek nowozelandzką), nie starszy niż rok, możecie go użyć i oszczędzi wam to wydatku 100$. Jeśli robicie badania w Nowej Zelandii, macie mnóstwo ośrodków do wyboru. W Polsce będzie to znowu Kraków albo Warszawa. Listę placówek można sprawdzić tu. W Nowej Zelandii znalezienie wolnego terminu na badania nie powinno zająć więcej niż 2-3 dni. zaświadczenie o niekaralności z każdego kraju, w którym mieszkaliście dłużej niż rok ( w Polsce można to bardzo prosto załatwić przez e-puap, a potem przetłumaczyć online. Kuba w Irlandii mieszkał 11 miesięcy i kilka dni, także dzięki takiej luce w prawie nie musiał się użerać z irlandzkim systemem ;D) nowozelandzka umowa o pracę na pełen etat oraz aplikację uzupełnioną przez waszego pracodawcę. Musi on wykazać w niej, że próbował zatrudnić wcześniej Nowozelandczyka na tę pozycję. U Kuby nie stanowiło to problemu, bo naprawdę ogłoszenie o pracę wisiało przez kilka miesięcy na Seek’u. kopie dyplomu studiów po angielsku, poświadczającą odpowiednie kwalifikacje w zawodzie. Ten punkt dla większości nie powinien stanowić problemu, ponieważ Nowa Zelandia akceptuje większość dyplomów polskich uczelni… większość… Pełną listę możecie znaleźć tutaj, tak się składa, że jest tam np. Uniwersytet Zielonogórski czy Katolicki Uniwersytet Lubelski, ale AGH-u na niej nie ma:P jeśli zaliczacie się do grona tych AGH-owych (czy innych) nie-szczęśliwców, wasza aplikacja wydłuży się o kolejny miesiąc i zdrożeje o 700$, ponieważ będziecie musieli akredytować swój dyplom w New Zealand Qualifications Agency. poświadczenie poprzedniego doświadczenia zawodowego, czyli świadectwo pracy po angielsku bądź rekomendacje od poprzedniego pracodawcy jeśli wasz zawód znajduje się na liście nowozelandzkich zawodów wymagających rejestracji, poświadczenie jej uzyskania O wizę “Long Term Skill Shortage” można zaaplikować online (co dużo ułatwia). Obecnie wiza kosztuje 645 NZD, ale z roku na rok będą one prawdopodobnie drożeć (znowu, zaostrzanie polityki imigracyjnej ). Na rozpatrzenie wniosku czeka się 2-3 miesiące, na stronie są podane ramy czasowe, w jakich większość wniosków jest rozpatrywana. Nie łudźcie się, jeśli jest napisane, że jest to 90 dni, wasza wiza zostanie rozpatrzona w 90 dni albo dłużej, na pewno nie wcześniej 😛 Wiza zostaje przyznana na 30 miesięcy, później możecie aplikować o tymczasową rezydenturę w Nowej Zelandii bądź o kolejną wizę pracowniczą. Kuba posiadając ten rodzaj wizy mógł pracować tylko i wyłącznie dla pracodawcy, który podany był we wniosku. Partner of a Worker Work Visa Jeśli nie macie tyle szczęścia i waszego zawodu nie ma na liście “essential skills”, można podpiąć się pod wizę kogoś, kto takie szczęście ma 😉 Moja wiza została wydana na podstawie “partnerstwa” z Kuba, które musi spełniać wymogi “Genuine and stable relationship”. Dobra wiadomość jest taka, ze wcale nie potrzebne jest do tego świadectwo ślubu. Nowa Zelandia jest pod tym względem bardzo liberalna, nawet nasza pani premier żyje w związku na kocią łapę ze swoim partnerem 😉 Co więcej, samo świadectwo ślubu nie jest wystarczającym dowodem dla Nowozelandczyków, że jesteście “stable” i “genuine”. Moja aplikacja wizowa, oprócz podstaw administracyjnych jak wysłanie kopii paszportu, health checku i zaświadczenia o niekaralności, opierała się na udowodnieniu tego, że z Kubą jesteśmy naprawdę parą forever and ever 🙂 Tak na logikę, nie powinien być to zbyt wielki problem… oj,w jakim wielkim byłam błędzie tak myśląc …:P Aby udowodnić swoje partnerstwo, musicie opisać historie swojego związku i przedstawić dokumenty w 5 kategoriach. Wszystkie dokumenty muszą być oczywiście po angielsku, przetłumaczone prze tłumacza przysięgłęgo, więc kombinowaliśmy jak mogliśmy, aby załączać jak najmniej polskich papierów i korzystać z tych oryginalnie angielskich. Evidence of shared residence – czyli umowa najmu mieszkania, wspólne rachunki za prąd itp. Nie tłumaczyliśmy polskiej umowy wynajmu mieszkania (dajcież spokój, 10 stron!), za to dołączyliśmy list od rodziców Kuby, że mieszkaliśmy u nich w mieszkaniu. Ponieważ mieszkaliśmy osobno przez rok, gdy Kuba był w Irlandii, musieliśmy wyjaśnić, dlaczego taka sytuacja miała miejsce i udowodnić, że się odwiedzaliśmy i nasz związek zachował ciągłość. (Dołączaliśmy bilety lotnicze, dobrze ze Ryanairek wystawia je po angielsku 😉 ). Immigration bardzo lubi też koperty zaadresowane do Was obojga, pod wspólnym adresem – czyli pocztówki czy paczki, mogą też być dokumenty online razem z adresem (np. rezerwacje nowozelandzkich chatek górskich) Financial interdependence – nowozelandzkie immigration za jedyny prawilny dowód wspólnych finansów uznaje wspólne konto w nowozelandzkim banku oraz wspólny majątek (np. auto), więc gdy ich nie ma, jest trochę pod górkę (ale się da). My załączaliśmy naszą wspólną kartę kredytową, poza tym robiłam zestawienie wyciągów z mojego konta wraz z biletami czy paragonami, pokazując, że płaciłam za jakieś rzeczy Kuby i vice versa. Jako potwierdzenie, że kupiliśmy razem samochód (zarejstrowany tylko na Kubę) wysłaliśmy e-mail od jego poprzedniego właściciela, który potwierdzał, że wspólnie przekazaliśmy mu gotówkę. Time spent together/public recognition/family support – w tej sekcji głównie zdjęcia, bilety lotnicze i listy od przyjaciół i rodziny, potwierdzające jaką jesteście wspaniałą i słitaśną parą. Dużo zdjęć i listów. Communication and maintenance of the relationship – czyli listy, rozmowy, maile, czaty itp. Była to najbardziej problematyczna część, ponieważ – jak już wspominałam – wszystko musi być po angielsku, a my jeszcze nie zapomnieliśmy ojczystego języka i porozumiewamy się miedzy sobą po polsku. Już widzę, ile by kosztowało tłumaczenie głupawych rozmów What’s appowych 😛 Całe szczęście udało nam się to obejść. Napisałam obszerne wytłumaczenie, jak to Kuba nie ma Facebooka ani innych social mediów oraz że głównie rozmawiamy ze sobą przez telefon. Załączyłam screeny historii połączeń telefonicznych ( po przełączeniu telefonu na inglisz, of kors), historii telefonicznych rozmów what’s appowych oraz kilka pustych maili z rożnymi datami, w których tylko przesyłaliśmy miedzy sobą załączniki. koszt tłumacza – 0 zł, Przeszło 😀 Moja lista nie wyglądała aż tak obszernie podczas oryginalnego, pierwszego składania dokumentów. Założyłam wtedy, że nowozelandzkie Immigration, jako urząd, interesują tylko oficjalne, urzędowe dokumenty. Załączyłam więc umowy, konta bankowe i parę zdjęć. Błąd. Immigration kocha listy. Im więcej listów tym lepiej, a już najlepiej jeśli są od Nowozelandczyków. Po miesiącu od wysłania dokumentów ( w formie papierowej, wtedy jeszcze nie było opcji na złożenie wniosku o tego typu wizę online) dostałam informację, ze muszę uzupełnić aplikację, bo nie do końca wierzą mi, ze jestem dziewczyną Kuby od 5 lat. Wtedy to właśnie zaczęłam kompletować cała głupawą papierologię, screeny z historii, wyciągi z kont, listy od drużyny piłkarskiej Kuby jak to jestem na każdym meczu (no nie do końca…:P) i naszych znajomych z Polski ( dzięki Agata;) ). Całe szczęście, że dodatkowe dokumenty mogłam wysyłać już online – ostatecznie moja aplikacja miała 30 załączników, czasem ponad 10-20 stronicowych, więc chyba bym zbankrutowała przy ich drukowaniu 😉 Nie musiałam tez oszczędzać się z załączaniem wspólnych zdjęć ( a wiecie, tych trochę mamy:P) Gdy ja składałam wniosek o wizę, była ona jeszcze w wersji papierowej, wbijana do paszportu. Jest to duże utrudnienie, bo tak naprawdę przez 3 miesiące mój paszport, jedyny ważny dokument w Nowej Zelandii, znajdował się w urzędzie imigracyjnym. Nie mogłam wyjechać z NZ, a co gorsza kupić alkoholu w sklepie!!! 😛 (w NZ jest bardzo restrykcyjna polityka dot. sprzedaży alkoholu, a legitymować się można tylko nowozelandzkimi dokumentami bądź paszportem). Całe szczęście to się już zmieniło, wniosek składa się online. Obecnie moja wiza kosztuje 495$. Czeka się na nią także około 2-3 miesięcy (ja wniosek składałam w listopadzie, wiza przyznana w lutym) Wiza wydawana jest na taki sam okres jak wiza partnera (30 miesięcy). Jest ona w zasadzie lepsza niż wiza Kuby – ja mogę zmieniać pracę, ile chcę oraz pracować w jakimkolwiek zawodzie, natomiast Kuba musi być geodetą w firmie, dla której wizę dostał (można ją przepisać na innego pracodawce za opłatą, ale tak czy siak – może pracować tylko i wyłącznie jako geodeta) Plusem obu wiz – zarówno mojej, jak i Kuby – jest to, ze jesteśmy objęci państwowa opieka medyczna tak jak Nowozelandczycy. Szału nie ma, bo tutaj państwowa opieka jest bardzo podstawowa, ale zawsze nie trzeba się o to martwić. A następny krok? Po 2 latach przebywania na work visa można aplikować o tymczasowa rezydencje, natomiast po kolejnych 2 latach o rezydencje stalą, ale na razie te udręki nas ominą… 😉 Wszystko to może wydawać się trochę skomplikowane, ale naprawdę można bez problemu ogarnąć samemu, bez wydawania pieniędzy na agentów imigracyjnych. Urząd Imigracyjny też nie jest taki straszny – jeśli się pomylicie bądź zapomnicie czegoś dołączyć, zawsze można się z nimi skontaktować i poprawić/dosłać. Gdy ja musiałam uzupełniać moją aplikację wizową, dostałam na to tydzień. Jako że akurat byliśmy na wakacjach, napisałam do Urzędu o przesunięcie tego deadline’u – udało się to bez problemu. Niestety prawdą jest też, że ludzie tam pracujący nie mają wiedzy wykraczającej poza to, co napisane jest na stronie. Jeśli więc macie jakiś specyficzny i bardziej skomplikowany problem z Waszą aplikacją, niestety nie macie co liczyć na rzetelną informację. Moje pierwsze starcie z “Customer Service” w NZ Immigration miało miejsce jeszcze z Polski, gdy nie byłam w stanie wydrukować mojej wizy z systemu online. Z moją wizową opiekunką wymieniłam kilkanaście maili, w których ja pisałam, że nie mogę tego zrobić, a ona że powinnam wejść na swoją stronę i tam będzie. I tak w koło Macieju. Dopiero po wysłaniu jej maila z 10 print-screenami z każdego kroku w końcu zaakceptowała fakt, że naprawdę nie mam tej wizy w systemie i wysłała mi ją mailem. ( Po przylocie do NZ sama trafiłam do Customer Service jednej z nowozelandzkich firm i widząc od środka, kto tam pracuje i jak to funkcjonuje, ta sytuacja w ogóle mnie nie dziwi ;D ). Podobna sytuacja miała miejsce, gdy próbowałam się dopytać o to, kto jest moim pracodawcą (z perspektywy ograniczeń wizy “W&H”) – agencja pracy czy firma, dla której pracuję. Po pierwszym telefonie do Urzędu usłyszałam, że agencja; po drugim, że firma; po trzecim, że oboje 😀 (dla zainteresowanych, pierwsza odpowiedź jest poprawna, zweryfikowane przez agencyjnych prawników) Zdobycie wizy do Nowej Zelandii jest czasochłonnym i drogim procesem, nie jest to też najprzyjemniejsze ani najłatwiejsze zadanie. Dlatego przed podjęciem decyzji o przeprowadzce warto zapoznać się ze wszystkimi aspektami emigracji (kosztami życia, zarobkami, itp.), a jeśli jest tylko taka możliwość przeprowadzić emigrację testową na wizie Work&Holiday 🙂 My nie żałujemy ani trochę tych dwóch lat spędzonych w Nowej Zelandii, jednak wiemy też już, że życie tam ma wiele minusów. Czy wrócimy do NZ? Może… Póki co toczymy nowe bitwy, z australijskim Urzędem Imigracyjnym 🙂

jak przeprowadzić się do nowej zelandii